Obecna wylinka trwa o wiele dłużej niż poprzednia i jest dużo bardziej rozłożona w czasie- skóra z ogonka zeszła już prawie 2 tygodnie temu, teraz dopiero schodzi z łapek i okolic pyszczka, pojawiły się też kominy z nosa, ale na grzbiecie nie widać jeszcze żadnych zmian. No nic, widać taka kolej rzeczy.
Wczoraj wieczorem przeżyłam mały koszmar. Zgasiłam Sydneyowi światło w terrarium, on/a położył się spać... a tu nie wiadomo skąd wylazł ogromny świerszcz! Karmię go naprawdę małymi świerszczami, więc ten musiał dość długo ukrywać się w terrarium, nie mam pojęcia gdzie... Momentalnie przypomniały mi się te wszystkie straszne historie o tym, jak to dotkliwie świerszcze potrafią pogryźć jaszczurkę podczas jej snu, kiedy nie jest w stanie się bronić... Postanowiłam więc złapać tego świerszcza, nawet kosztem obudzenia Sydneya. Sydney oczywiście obudził się, gdy tylko otworzyłam terra i zapaliłam światło, ale na szczęście był wyjątkowo chętny do współpracy i szybszy ode mnie- jak tylko świerszcz zbliżył się do niego uciekając przede mną, Sydney złapał go i zjadł ze smakiem. Muszę jednak przyznać, że sprawiło mu trochę trudności pogryzienie takiego dużego świerszcza, więc muszę jeszcze trochę pozostać przy kupowaniu tych małych.
Hehe, ja na widok ogromnego świerszcza narobiłabym ogromnego hałasu:)
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam mieć jaszczurzaka, ale niestety nie dałabym rady z karmieniem robaczkami.
Pozdrowienia dla Sydney.