poniedziałek, 26 grudnia 2011

   Przez 2 ostatnie dni byłam lekko zaniepokojona, ponieważ Sydney nie załatwiał się. Jak na panikarę przystało, zastanawiałam się już, czy mogło dojść do zaczopowania. Jednak dziś rano wszystko zostało nadrobione i jest już chyba w porządku:)

   Jeśli chodzi o wylinkę, to skóra zeszła już z prawie całego ogona. Zostało trochę na końcówce oraz trochę na pyszczku, jednak myślę, że moja interwencja nie jest na razie potrzebna. Natomiast nie widzę, żeby skóra w innych miejscach chociażby przygotowywała się do wylinki...
Poniżej zdjęcie z wczoraj, kiedy skóra z ogona dopiero zaczynała schodzić:



   Sydney nadal najbardziej przepada za żywymi świerszczami. Nie mogę przekonać go ani do karmy roślinnej, ani do martwych robaków. Postanowiłam więc dziś kupić żywe mączniaki. I cóż, Sydney chyba musi mieć jedzenie, które się rusza, ponieważ robaki mu posmakowały:)

    Co do dzisiejszych nowinek, to zakupiliśmy Sydneyowi nowy element dekoracyjny- duży korzeń z roślinnością. Początkowo nie był nim zainteresowany, ale jak przestawiłam nad niego lampę grzewczą, to od razu się na niego przerzucił :)

A oto nasze pierwsze terrarium, już z nową dekoracją:


niedziela, 25 grudnia 2011

Wylinka

   Dziś upewniłam się, że Sydney przechodzi swoją pierwszą, podejrzewam, wylinkę. Miałam takie podejrzenie już od kilku dni, ponieważ ogon był nieco jaśniejszy od reszty ciała. A dzisiaj zauważyłam oderwany fragment starej skóry oraz ciemniejsze miejsce na ogonie tam, gdzie zapewne ta skóra była. Poza tym, można też zauważyć fragmenty odchodzącej skóry na pyszczku. Jest to dla mnie trochę stresujące, ponieważ wiem, że trzeba zapewnić w tym okresie specjalne warunki w terrarium, przede wszystkim większą wilgotność. Ale z tego co wiem, byłoby dobrze jaszczurkę również wykąpać. A jak tu wziąć do kąpieli Sydneya, skoro nie chce nawet wejść na rękę? Póki co podsunęłam basenik z wodą bliżej jego ulubionej skałki z nadzieją, że skusi się sam na kąpiel :) No i mam nadzieję, że wylinka przebiegnie bezproblemowo.
   Zrobiłam ostatnio kolejny eksperyment i starłam Sydneyowi trochę marchewki, ale niestety i ten eksperyment nie przyniósł oczekiwanych rezultatów i nadal ulubionym pokarmem mojego malucha są żywe świerszcze.

czwartek, 22 grudnia 2011

Kolejny dzień z życia Sydney

   Dziś po raz pierwszy udało mi się wziąć Sydney na rękę. Niesamowite uczucie! Szkoda tylko, że tak krótko trwało, bo jak tylko jaszczurka zauważyła drogę ucieczki, natychmiast z niej skorzystała :)

   Nie mogę przekonać jej do jedzenia owoców. Wiem, że takie maluchy preferują pokarm mięsny, najlepiej w dodatku żywy, ale postanowiłam od małego przyzwyczajać ją do owoców. Dlatego też codziennie rano kroję jej kilka małych kawałków jabłka. Na razie jednak przyzwyczajanie to nie przynosi efektów. Może jutro spróbuję z innym owocem...

A oto w jakiej pozycji zasnął dziś Sydney: :)

środa, 21 grudnia 2011

Problemów ciąg dalszy

   Kupując "domek" dla naszej jaszczurki nie kupowaliśmy wszystkiego oddzielnie, ale zdecydowaliśmy się na zestaw firmy Zilla. Zawiera on nie tylko terrarium, ale między innymi 3 lampy, naczynie na wodę, termometr z higrometrem, karmę i ściółkę. Wydawał się to wybór idealny. Wszystko było ok aż do dzisiaj, kiedy to lampa grzewcza stopiła kawałek siatki przykrywającej terrarium! Sądziłam, może naiwnie, że jeżeli kupuję cały zestaw, to działanie poszczególnych elementów jest już sprawdzone i nie powinnam się spodziewać żadnych problemów. Zapakowałam więc lampę i przykrywę i pojechałam do Petco, gdzie kupiliśmy cały zestaw,  żeby pokazać szkody i znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Bardzo uprzejmi pracownicy poinformowali mnie, że oni niestety nie mogą nic zrobić i żebym pisała w tej sprawie do producenta. Zaproponowali także wymianę żarówki na mniejszą, do czego się zastosowałam, choć cały czas zastanawia mnie, dlaczego w zestawie była duża;]. Oczywiście natychmiast napisałam do producenta, jestem ciekawa odpowiedzi.

   Jeśli natomiast chodzi o Sydney, to ten jaszczur jest coraz bardziej kochany! Ma coraz większy apetyt, zaczął już sam pić wodę (właściwie spijać wodę z dekoracji, kiedy je spryskuję) oraz coraz mniej się mnie boi. Kiedy wkładam rękę do terrarium nie ucieka już, tylko przygląda się z zaciekawieniem. Chyba zauważył już, że jest to ręka, która go karmi (szczególnie wpuszcza te smaczne świerszcze!), daje wodę i sprząta :). Jednak jeszcze nie przekonał się, żeby na tę "cudowną" rękę wejść...

wtorek, 20 grudnia 2011

   Sydney obudził/a się dzisiaj z wielkim apetytem. Zjadł/a na śniadanie kilka świerszczy, a że kilka zdążyło też rozbiec się po terrarium, to miał/a potem zajęcie, bo zajęła się polowaniem. Leniwym, ale jednak polowaniem :).
    Dzisiaj była też pierwsza kupka, co uspokoiło mnie, że z brzuszkiem Sydney wszystko jest ok. Dochodzę do przekonania, że mała jaszczurka w domu to niemal jak niemowlak :)

   Po południu Sydney zrobiła się trochę ruchliwsza. Z zaangażowaniem zapolowała także na ostatniego w terrarium świerszcza. Poza tym, zaczęła się przekonywać do jedzenia w granulacie. Zrobiłam też eksperyment i pokroiłam jej kawałek jabłka w kosteczkę, mam nadzieję, że się do niego przekona.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Sydney

  Największy problem wczorajszego dnia został rozwiązany. Skoro agamy pochodzą z Australii, to naszą nazwiemy Sydney. Będzie to dobre imię zarówno dla chłopca, jak i dla dziewczynki, więc jak już będzie można rozpoznać płeć, nie będziemy musieli się martwić, że może wypadałoby zmienić imię. No i nie trzeba będzie literować go Amerykanom, np. w razie wizyty u weterynarza.
   Okazało się jednak, że największy problem wczorajszego dnia nie jest największym problemem, jaki może nas w ogóle spotkać. Jaszczurka bowiem nie chciała jeść. Spodziewałam się tego, wiedziałam, że taki może być skutek stresu związanego z przeprowadzką. Niemniej, martwiło mnie to. Podaliśmy jej wczoraj pokarm granulowany i podejrzewam, że przyczyną braku jej apetytu mogło być też to, że nie była do takiego pokarmu przyzwyczajona, ponieważ z tego co widziałam w sklepie, karmiona była raczej żywym pokarmem. Tak więc dzisiaj pojechałam zakupić jej trochę żywych świerszczy. Na te obrzydliwe, białe robactwo nie mogłam się zdecydować, a jak sprzedawca zobaczył moją minę na ich widok, momentalnie zrezygnował z namawiania mnie ;]. Ale żeby urozmaicić trochę pokarm Maleństwu, kupiłam to paskudne robactwo w puszce.
   Po powrocie do domu przygotowałam szybko pojemnik na świerszcze (słoik z dziurkami w nakrętce- można było kupić gotowy pojemnik, za $12, więc uznałam, że poradzę sobie sama) i przystąpiłam do karmienia. Sydney zjadł(a) 2 świerszcze, co przy jej gabarytach jest chyba przyzwoitą ilością. Zjadł(a) i poszedł/poszła spać. Nie wiem, czy to normalne, że tyle śpi, ale na razie zakładam, że to przez przeprowadzkowy stres.
   Co do spania- bardzo uroczym widokiem było, kiedy nasza jaszczurka układała się wczoraj wieczorem do snu. Spodziewałam się, że upodoba sobie miejsce pod sztucznym konarem, a tymczasem ona udeptała sobie, niczym pies, ściółkę w najchłodniejszym kącie terrarium i momentalnie zasnęła.
   Zauważyłam dziś coś ciekawego- kiedy agamka jest przestraszona, nieruchomieje. Mam nadzieję, że to normalne. Oczywiście staram się nie narażać jej na stres, ale nie da rady nakarmić jej lub posprzątać nie zbliżając ręki.
    Tyle na dziś, już nie mogę się doczekać jutrzejszych obserwacji.

niedziela, 18 grudnia 2011

Nowy Przyjaciel w domu

   I nadszedł w końcu ten dzień, kiedy po wielu tygodniach orientowania się w temacie hodowli agamy brodatej, pojechaliśmy po swojego pierwszego brodacza.
   W sklepie obyło się bez większych problemów (no, może poza wyborem tej jedynej z tak wielu), za to w domu zaczęły się komplikacje. Bo okazało się, że przygotowanie teoretyczne to za mało, kiedy przychodzi do urządzania terrarium. Jednak udało nam się i z tego wybrnąć, mam nadzieję, że obronną ręką.
   Teraz, po około 2-3 godzinach w nowym domu, nasza agamka zaczęła już biegać po terrarium :) Mam nadzieję, że zaaklimatyzuje się jak najszybciej.
   Niemniej, pozostał jeszcze jeden, jakże istotny problem. Jak nazwać nasze Maleństwo? Problem jest tym większy, że jeszcze nie wiadomo czy to chłopiec, czy dziewczynka (ma zaledwie 10-15 cm), więc trzeba wymyślić coś uniwersalnego.